11 maja 2024r. Imieniny: Igi, Miry, Lwa
Gospodarz strony: Andrzej Dobrowolski     
 
 
 
 
   Starsze teksty
 
O ateizmie służbowym

 W nowoczesnym świecie rolę arystokracji przejęły tajne służby. Bezwzględna walka między tajnymi służbami państw wymaga bezwzględnych metod działania ich oficerów i agentów. To sprawia, że przy werbowaniu do nich członków powstaje wyraźna preferencja dla ateistów, jako dla ludzi nie mających aksjomatów metafizycznych i oporów moralnych jak ludzie religijni, zazwyczaj bardziej autonomiczni wobec woli oficerów prowadzących, bo odnoszących swe myśli do Boga, a nie swego zwierzchnika zawodowo relatywizującego normy etyczne i opinie metafizyczne w zależności od potrzeby bieżących zadań operacyjnych.

 Ateizm członków tajnych służb ma charakter funkcjonalny - tak jak werbowanie rozłożystych dryblasów do ochrony ważniaków, albo ludzi o przytępionym węchu do pracy w kanalizacji - i my, ludzie prości, nie musimy buntować się przeciwko takiemu stanowi rzeczy, dopóki ta preferencja nie rzutuje źle na nasz teizm, przesądzający o sensie życia i pozwalający nam na "samosterowanie" owocujące w wymiarze społecznym ładem.

 Niestety wśród ludzi istnieje mechanizm popełniania błędu swojej samooceny zauważony już przez Sokratesa w Atenach 2400 lat temu. Zdarzyć się może, że człowiek który uzyskał w społeczeństwie duże wpływy - na przykład ze względu na talenty artystyczne - nabywa mniemanie, że zna się na wszystkim, i że on sam powinien być wzorcem dla innych ludzi. A że i my, ludzie prości nie kontrolujemy zakresu kompetencji celebrytów, to bierzemy pod uwagę jego opinie bardziej niżby należało.

 Wśród tajnych służb celebrowana jest duma zawodowa bycia strażnikiem interesu narodowego. To normalne. Ludzie, którzy w tajnych akcjach ryzykują życiem oraz wykonują czarną robotę przeciw wrogom winni wierzyć, że istnieje wyższa racja ich misji. Jednak nadzwyczajne uprawnienia jakie te służby mają mogą niektórym ich członkom poprzewracać w głowie i doprowadzić ich do przeświadczenia, że pod każdym względem wznieśli się "uber alles" i im "wszystko wolno". (Przypomnijmy, że ulubionym filozofem pierwszego szefa MSW III RP Andrzeja Milczanowskiego był Fryderyk Nietsche.) Stąd bierze się zapewne częsta hardość, pycha tych ludzi. A także wybór profilu działania.

 Wśród poglądów jakie rozpowszechniają ich massmedia jest - obok dyskredytacji Kościoła katolickiego - zasypywanie ludzi memami kwestionującymi sens i lekceważącymi rangę religijnego rozumienia życia, np. świętości życia ludzkiego. Ten powtarzający się tysiąckrotnie mikro-message być może ma kształtować innych ludzi na obraz i podobieństwo "nad-ludzi" służb. Oznaczałoby to, że rządzący zapominają, że w państwie neutralnym światopoglądowo ateizm jest tylko cechą funkcjonalną potrzebną do ich pracy, i zaczynają niepotrzebnie wyrażać swoje "ja" w eterze.

http://www.czasgarwolina.pl Dla przykładu - autorytety naukowe pokazywane w ostatnich latach, takie z tytułami profesorskimi, epatowały częstokroć publiczność hardym i pogardliwym traktowaniem wiary w Boga. A to chirurg który zdobył wysokie kwalifikacje bio-technologiczne na stypendium w USA, gdzie pojechał w latach PRL (bo zapewne podpisał zgodę na współpracę z wywiadem państwa, a podpisał ją bo nie miał oporów religijnych) lekceważąco mówi o nieinteresującym się ludźmi aroganckim Bogu. A to astronom, który zdobył techniczne kwalifikacje obserwacyjne na stypendium na Zachodzie, gdzie wysłano go w latach PRL (zapewne dlatego, że podpisał zgodę na współpracę ...i tak dalej), lekceważąco mówi o podstawie ideowej papieża, oceniając pozytywnie jedynie humanistyczne skutki chrześcijaństwa, to znaczy traktując papieża i chrześcijaństwo jako pożytecznych głuptasów "Ludzkości".

http://www.czasgarwolina.pl Można się domyślić, że spokojna niereligijność zwerbowanych współpracowników jest na szkoleniach dodatkowo modyfikowana wczytaniem im do umysłów ateizmu hejterskiego, dla poprawy ich parametrów dyspozycyjności i pragmatyzmu. Okalecza się ich pozbawiając resztek klasycznych pojęć metafizycznych tak jak niektóre psy myśliwskie, którym odcina się kłapciaste uszy i długie ogony, by dziki zwierz na polowaniu nie mógł ich za nie szarpać. Tak tracą resztki podstaw umożliwiających samosterowność - tak zwany własny rozum, który nie jest w resorcie dobrze widziany.

 Ja tu przypominam skąd bierze się ideologia "autorytetów" żeby pokazać, że w tym przypadku mylone są założenia systemu wywiadowczego (werbunek ateistów), z rzekomymi wnioskami jakie mają z niego płynąć (ateizm elity wykreowanej w oparciu o współpracę z tajnymi służbami). Tak jak w "światopoglądzie naukowym" mylone są sceptyczne założenia nauk przyrodniczych, z tezami traktowanymi jako wnioski z nich.

 Tymczasem my, ludzie religijni i świadomi, możemy i powinniśmy spokojnie co do słuszności swych racji przypatrywać się akcji antyreligijnej, i oceniać ją rzeczowo.

 Nie tylko dlatego, że myślenie nie jest karalne (cogitationes penam nemo patitur). Również myślenie ateistów, z oczywistym prawem ekspresji włącznie, o ile nie jest multiplikowane masowo pod skrzydłami KRRiT. Mało tego, spokojne opinie ateistów chronią ludzi wierzących przed błędami intronizacji w wyobraźni religijnej nieprawdziwych bóstw (np. fatum, karmy, postępu, rozumu) - więc warto ich słuchać.

 Nie tylko dlatego, że wiemy z książki o filozofii, że rzeczywistość jest matrixem w którym nie ma nic pewnego, jest zlepem niedosiężnego świata: nieistniejącej właściwie materii, praw kształtujących świat wbrew chaosowi, naszych rozumowań, pamięci zbiorowej i tajemniczej dziwności istnienia spotykających się w jednostkowej świadomości; i każdy osąd jest pochodną jakiejś wiary i intuicji, więc śmiszna pewność siebie naszych nienawistnych adwersarzy musi brać się z niewiedzy. Oni nie wiedzą, że nic nie wiedzą.

 Możemy być spokojni również dlatego, że od czasu Emanuela Kanta wiadomo, że pojęcie Boga jest "imperatywem kategorycznym" myślenia, obiektywnym pojęciem psychiki, wrodzonym aksjomatem oprogramowania umysłowego. Tak więc normalnością człowieka jest religijność, tak jak widzenie w kolorach, choć o obiektywnych kolorach istnień nie można orzec ani na tak, ani na nie, bo kolory są faktem psychicznym wyinterpretowywanym przez wszystkich widzących ludzi, a nie znajdują się na rzeczach. Nie oznacza to pewności istnienia Boga (to jest kwestia wiary), ale oznacza, że myślenie o Bogu jest czymś zwyczajnym, jak wiara w istnienie kolorowej rzeczywistości. (Której obraz przywracał ślepcom Chrystus wraz z widzeniem ludzi jako odpowiedzialnych osób, a nie bezwolnych drzew chodzących, i rzeczy "samych w sobie").

 Tak więc w Polsce wybrzmiewa dysonans między panującymi w eterze elitami a częścią narodu. Ateistyczni hejterzy zaopatrzeni (w tym rzecz!) w tuby medialne jątrzą nad miarę swymi wynurzeniami i wzbudzają często niemądre reakcje ludzi religijnych. Spokojni ateiści i chrześcijanie stawiani bywają przed koniecznością ocen kwestii sztucznie prowokowanych.

 W rozmowach prywatnych Polaków pojawiają się teorie spiskowe, które mówią, że służby polskie na rozkaz służb amerykańskich przyłączyły się do akcji niszczenia Kościoła katolickiego (innych nie!), bo ten broniąc etyki rodzinnej volens nolens przeciwstawia się neo-maltuzjańskiej walce w przeludnieniem Ziemi: popularyzacji antykoncepcji, wysłania kobiet z domów do roboty i bezpłodnych form homo-seksu. Sprzyja im publiczne oświadczenie protestantki Hilarii Clintonowej, że organizacje religijne, które nie podporządkują się politycznej poprawności będą zwalczane. Upewnia w nich fakt, że Obama i Cameron przekonują dostojników Afryki do rozpowszechniania antykoncepcji i legalizacji homo-związków. Także to, że Aniela Merkelowa wytyka papieżowi nienadążanie za swym towarzystwem. (Najwyraźniej ktoś uformował ich wszystkich w nagonkę).

 Przełożeni polskich tajnych służb powinni ograniczyć nadużycia służbowego ateizmu, również wśród służbowych redaktorów i ich personelu. Niechby ich ateizm pozostał instrumentem "do użytku wewnętrznego". Wszystko na swoim miejscu.

http://www.czasgarwolina.pl Nasi dobrzy domownicy - psy obronne i ostrzegawcze, nie są istotami praktykującymi religię - i w zdumieniu przypatrują się rodzinnym modlitwom. Ale nie obszczekują modlących się! Zaś neurologia twierdzi, że widzą świat nie tylko słabo, ale i w odcieniach szarości, a nie w kolorach. Inaczej niż my. A jednak razem zgodnie żyjemy.

 Można? Można. 

                                    Andrzej Dobrowolski

 

http://www.czasgarwolina.pl.




















http://www.czasgarwolina.pl













 






http://www.czasgarwolina.pl












 Z
djęcia z Internetu, m.in. Śmierć Prokris.

 

A propos - scholia Mikołaja Davili

 

Wierzący wie, jak się wątpi, niewierzący nie wie, jak się wierzy.

 

Cementem społecznym jest wzajemne pochlebstwo.

 

Nic bardziej cnotliwego niż dowolny krytyk chrześcijaństwa.

 

Niewierzący zdumiewa się, że jego argumenty nie trwożą katolika, zapominając, że katolik jest zwyciężonym niedowiarkiem. Obiekcje niewierzącego stanowią fundament naszej wiary.

 

Są nie tyle racje po temu, aby wierzyć, ile racje po temu, aby wątpić w wątpliwość.

 

Wiara jest tym, co pozwala nam błąkać się w dowolnej idei i nie gubić powrotnej drogi.

 

Tylko poddanie się Bogu nie jest nikczemne.

 

Rozdział Kościoła i państwa może być korzystny dla Kościoła, lecz jest tragiczny dla państwa, gdyż skazuje je na czysty makiawelizm.

 

Tam, gdzie uważa się, że ustawodawca nie jest wszechmocny, utrzymuje się dziedzictwo średniowiecza.

 

Profesja przekształca jednostkę w przyrząd społeczny.

 

Północnoamerykański historyk nie może pisać historii bez wyrażenia zażenowania, że opatrzność uprzednio się z nim nie skonsultowała.

 

Elegancja, godność, szlachetność są jedynymi wartościami, których życie nie zdoła zlekceważyć.

 

Mikołaj Davila

.